sukienka na zabawe karnawalowa
żeby zapanować nad lekkim drżeniem ciała. Był podniecony. Trwało to osiem miesięcy, ale w końcu ją odnalazł. Swoją Juliannę. Swego aniołka. Jeszcze raz sprawdził adres, który dostał od swojego informatora w urzędzie skarbowym, zerknął na tablicę na budynku, a potem na odrapaną fasadę. Nie chciało mu się wierzyć, że Julianna mogła pracować w takim miejscu. Czyżby aż tak nisko upadła? No tak, ale już tu nie pracuje. Właściciel restauracji wpisał numer ,,1099’’ w rubryce dotyczącej ubezpieczenia. Szczęściarz. Na ustach Johna pojawił się zimny uśmiech. Tyle miesięcy bolesnego oczekiwania i rozpaczliwych poszukiwań... Ale wreszcie do niej dotarł. Już nie będzie musiał się martwić i tęsknić. John wszedł do baru. Kelnerka z szopą blond włosów przeszła obok, cmokając głośno. – Hej, kochasiu, usiądź sobie gdzieś. Zaraz cię obsłużę. Jakby akurat w takich miejscach zwykł jadać! Po lunchu bar świecił pustkami. John podszedł do kontuaru i uśmiechnął się do bardzo znudzonej panienki. – Dzień dobry. Czy mógłbym porozmawiać z szefem? Jest gdzieś tutaj? Dziewczyna zmierzyła go wzrokiem, a następnie skinęła głową. – Buster! – wrzasnęła. – Ktoś do ciebie! Po chwili z kuchni wyszedł mężczyzna w wytłuszczonym fartuchu. – Jestem Buster Boudreaux. Czym mogę służyć? – Jestem prawnikiem z firmy Reed, Reed & White. – John podał mu wizytówkę. – Zarządzam majątkiem zmarłego Jonathana Starra. Szukam jego córki, Julianny Starr. Czy może tutaj pracuje? Buster przez chwilę przyglądał się wizytówce, a potem spojrzał na gościa z nieskrywaną ciekawością. John nie wątpił, że kombinuje, jak by wykorzystać tę sytuację i uszczknąć parę dolców. Uśmiechnął się do niego. – Panna Starr odziedziczyła spory majątek, panie Boudreaux. Staramy się ją odszukać. Osoba, która nam w tym pomoże, zostanie odpowiednio wynagrodzona. Buster skrzywił się i wsadził wizytówkę do kieszeni. – Pracowała tu, ale jakieś cztery, pięć miesięcy temu odeszła bez wypowiedzenia. – Nie wie pan, dokąd się przeprowadziła? – John niemal czuł jej zapach. – Przykro mi, ale nic mi nie powiedziała. Niech pan zaczeka, jedna z moich dziewczyn może coś wiedzieć. Hej, Lorena! – zawołał. – Chodź tu na chwilę. John odwrócił się w stronę tlenionej blondynki, która powitała go przy wejściu. – Ten facet szuka Julianny. Mówi, że odziedziczyła kupę szmalu. Nie wiesz, gdzie ona mieszka? – Nie wiem i nic mnie to nie obchodzi. – Kobieta z niesmakiem skrzywiła pomalowane na jaskrawy kolor wargi. – Księżniczka myślała, że jest lepsza od nas wszystkich, a sama była nie lepsza od dziwki, bez faceta i z wielkim brzuchem. John poczuł palący gniew i zmrużył oczy. Nie mógł pozwolić, żeby taka kreatura mówiła w ten sposób o jego Juliannie. – Mogę panu podać jej stary adres – zaproponował Buster. – Dziękuję. To może pomóc. Boudreaux wyszedł na zaplecze i po chwili wrócił ze swoją wizytówką.