miejsca przyjął zaproszenie i zszedł na dół, gdzie w oczekiwaniu na panią
domu postanowili rozegrać kilka niezobowiązujących rundek - ot, na rozgrzewkę. On grał w drużynie razem ze Stacey, za przeciwników mieli jej chłopaka Bobby'ego oraz saksofonistę Dużego Jima. Bryan polubił tego ostatniego od pierwszej chwili, gdyż w potężnym Murzynie wyczuł głębokiego, mądrego człowieka, obdarzonego wewnętrznym spokojem. Duży Jim potrafił sprawić, że ludzie mieli wrażenie, jakby przyjaźnili się z nim od lat. Dobrze byłoby mieć przy sobie kogoś takiego w chwili zagrożenia, pomyślał Bryan. - Z ciebie jest chodząca encyklopedia, McAllistair - stwierdził ze śmiechem muzyk. - Cóż, choroba zawodowa. Ale tobie też nieźle idzie. - Ano jakoś sobie radzę. Skąd wiecie, czy po nocach nie czytam kart i nie uczę się wszystkich odpowiedzi na pamięć? Stacey zrobiła wielkie oczy. - Mówisz poważnie? Duży Jim znów się roześmiał. - Nie, ale może faktycznie powinienem zacząć. - On pochodzi z długiej linii kapłanów wudu - wtrąciła Stacey, jakby to wyjaśniało, skąd Duży Jim tyle wie. RS 77 Bobby westchnął. - Z to ja pochodzę z długiej linii gliniarzy... Stacey pogłaskała go po ręku. - Hej, potrafiłeś odpowiedzieć na wszystkie pytania związane ze sportem. - Tak, i co mi z tego? Przecież właśnie dlatego rzuciłaś mnie dla profesora. - I będę się go trzymać - zadeklarowała z przekonaniem Stacey. - Czyli ja też poszłam w odstawkę? - odezwał się melodyjny kobiecy głos. Bryan odwrócił się, by zobaczyć mówiącą i poczuł się dokładnie tak, jakby trafił weń piorun z jasnego nieba. Nawet nie chodziło o jej urodę, gdyż po święcie chodziło bardzo wiele pięknych kobiet. Była średniego wzrostu, smukła, lecz o ładnych kobiecych krągłościach, złociste włosy spływały po jej plecach kuszącą falą, oczy miały czysty odcień błękitu. Poruszała się ze swobodną gracją, każdy jej gest robił wrażenie, lecz tak naprawdę wstrząsnęło nim co innego, mianowicie fakt, że zdołała dotknąć pewnej struny w duszy Bryana, głęboko ukrytej, milczącej od lat. Ta kobieta przypominała... ...kogoś, kogo już od dawna nie było, od tak dawna, że nie powinien już nawet pamiętać. Owszem, zdarzało mu się spotykać osoby, które wywoływały w nim to odległe wspomnienie, gdyż miały coś podobnego w spojrzeniu, uśmiechu lub gestach, lecz jeszcze nikt nie wyglądał prawie jak kopia tamtej. - No, nareszcie zeszłaś na dół - zauważyła Stacey. - Przepraszam, ale w kąpieli zupełnie straciłam poczucie czasu. RS 78 Bryan wstał, by się przedstawić, Jessica spojrzała na niego i zamarła w pół kroku. Stała, patrząc na niego i nic nie mówiąc. - Wy dwoje jeszcze się nie znacie - rzekła nieźle ubawiona Stacey, uśmiechając się z satysfakcją, jakby miała na końcu języka: A nie mówiłam?