domyślenie się prawdy?

  • Radowit

domyślenie się prawdy?

25 February 2021 by Radowit

Bryan już z daleka widział pod szpitalem policyjne wozy oraz - chociaż jeszcze było ciemno - powoli rosnący tłum gapiów, żądnych dowiedzenia się, co się stało. Wniósł nieprzytomną dziewczynę na izbę przyjęć i dopilnował, by się nią zajęto, a potem wyszedł i wmieszał się w tłum. - Skąd tyle policji? - spytał. - Co tutaj zaszło? - Jeszcze dokładnie nie wiadomo - wyjaśniła przejęta starsza pani. - Podobno ktoś bestialsko zamordował dwóch policjantów. Ale inni mówią, że sami się na siebie rzucili i się pozabijali. - Ja słyszałam, że głowy mają prawie poobcinane - dorzuciła jakaś dziewczyna. Bryan pomyślał, że jest tylko jeden sposób, żeby zasięgnąć informacji z pierwszej ręki. Dalej udając gapia, przespacerował się w stronę miejsca, gdzie stało kilku policjantów, czekających na rozkazy i zatrzymał się nieopodal nich. - Cała ta sprawa jest upiorna - odezwał się po chwili jeden z policjantów. - Zaczęło się od tego, że zniknęły te zwłoki. - Pieprzyć zwłoki. Dwóch naszych nie żyje - odparł drugi. Przez minutę panowała cisza. - Wierzycie w to, co mówią? Że się wykończyli nawzajem? Ale Santini nawet nie lubił zakładać kajdanków przestępcom, więc jak mógłby rzucić się na Clarka? - Może to Clark rzucił się na niego, a Santini tylko się bronił? RS 233 - Bzdura - odezwał się policjant, który dotąd milczał. - Pierdolona bzdura. Musieliby poderżnąć sobie nawzajem gardła jednocześnie. Tylko jak to możliwe? Znowu zapadło milczenie, tym razem dłuższe, wreszcie pierwszy z policjantów westchnął. - Idę się odlać. Oderwał się od wozu patrolowego, o który się opierał i poszedł w kierunku bocznego wejścia do szpitala, zaś Bryan dyskretnie podążył za nim. Korytarze były puste. Bryan zdecydował, że najpierw da policjantowi wejść do toalety, poczekał za drzwiami, a gdy tamten wyszedł, ogłuszył go spraw nie i zaciągnął z powrotem do łazienki. - Wybacz, przyjacielu, po prostu potrzebny mi twój mundur. Na piętrze zauważył pokój oznaczony taśmą policyjną i udając, że przysłano go na górę do pilnowania izolatki, zdołał dotrzeć w pobliże drzwi. Zauważył, że jeszcze nie zabrano ciał. - Hej, ty, Harrison! - odezwał się nagle barczysty policjant, stojący nieco dalej na korytarzu. - Co ty tu robisz? Powinieneś być na dole i tam pilnować porządku. Niedługo burmistrz ma wygłosić oświadczenie, nie wiadomo, jakie będą reakcje. - Przekazano mi, że mam się do pana zgłosić, sierżancie Mendez - odparł Bryan, przeczytawszy naszywkę na mundurze i spojrzał tamtemu prosto w oczy. George Mendez dotknął palcami krzyża, który nosił na piersi, a potem nagle wyraz jego twarzy zmienił się. Nie odrywając wzroku od Bryana, przeżegnał się z całym nabożeństwem. - Pan nie jest Harrisonem - rzekł cicho. - Nie. Ale muszę obejrzeć ciała. RS 234 - Nie powinien pan podszywać się pod policjanta- odparł Mendez,

Posted in: Bez kategorii Tagged: megan mar, anja rubik instagram, wpadki rusin,

Najczęściej czytane:

Mark puścił ją i cofnął się.

- Co twoja siostra napisała w tym liście? Tammy zaczęła masować bolące nadgarstki. Naprawdę trzymał ją bardzo mocno. - To prywatny list, nie będę ci powtarzać jego treści - odparła z irytacją. ... [Read more...]

Mały Książę uwierzył i nie nalegał więcej. ...

Wiedział, że Róża potrzebuje właściwej chwili, by rozwinąć swoją opowieść. - Dlaczego dorośli bywają tacy dziwni? - to pytanie nieustannie dręczyło Małego Księcia. - Może oni nie są dziwni, tylko po prostu są tacy jacy są... - ostrożnie powiedziała kiedyś Róża. ... [Read more...]

sa z domu. Sam byłeś ze mną przez kilka godzin. Nie widziałem się z Dannym ani nie zamieniłem z nim słowa od soboty rano, kiedy byliśmy razem w klubie. - Gdzie słyszano, jak kłóciliście się dosyć ostro. - Sprzeczaliśmy się o aut. Powiedz mi, kto się nie kłóci o punkty w tenisie? Jezu! - On też. - Co? Ach. - Chris skierował podmuch z otworów wentylacyjnych prosto na siebie, delektując się chłodniejszym powietrzem. - No dobrze. Danny uważał, że popełniłem bluźnierstwo, bo powiedziałem kilka uwłaczających zdań o jego świątobliwym Kościele. Był moim bratem, a ja uznałem, że kroczy niewłaściwą ścieżką. Miałem prawo do własnej opinii. - I do wyszydzania? Chris westchnął. Huff chciał, żebym wybadał Danny'ego, przywołał go do rozsądku, spróbował zawrócić z dotychczasowej drogi, Jeżeli byłem nieco sarkastyczny... - Świadkowie, o których wspomniał Scott, mówią, że wsiadłeś na niego dosyć ostro. No więc, jak to było? - Nie pamiętam dokładnie, co powiedziałem. - „Nie pamiętam dokładnie, co powiedziałem" to niezbyt dobra linia obrony w sądzie, Chris. Chris spojrzał na niego ostro. - W sądzie? - Jeszcze nie zrozumiałeś? Próbują wyjaśnić twoją rolę w tym zamieszaniu i to tylko kwestia czasu, kiedy umieszczą cię na obrazku jako osobę, która pociągnęła za spust, posyłając Danny'ego do piekła. - To się nie stanie, ponieważ mnie tam nie było. Beck spojrzał na niego twardym wzrokiem. - Nie radzę kłamać w rozmowie ze mną, Chris. Jeśli zrobi się z tego prawdziwa afera, nie chcę pojawiających się znienacka żadnych niespodzianek. - To co mam zrobić? Przysięgnąć na wszystkie świętości, na „jak babcię kocham"? - W porządku. Żartuj sobie, ile chcesz. Chris przestał się uśmiechać z wyższością. - Posłuchaj, zdaję sobie sprawę, że jesteś teraz w prawniczym nastroju. Tak jak powiedział Huff, płacimy ci za to, żebyś martwił się za nas. Nie wiem jednak, co takiego jeszcze mam zrobić, by przekonać cię o mojej nieobecności w domku rybackim w zeszły weekend. Ostatnim razem byłem tam z tobą, kilka miesięcy temu. Danny'ego widziałem ostatni raz, gdy zmierzał w kierunku przebieralni w klubie, w niedzielne przedpołudnie. Strasznie się wkurzył po naszej kłótni o te jego religijne nonsensy. Był niezwykle czuły na punkcie krytykowania religii, a ja poczyniłem kilka niewybrednych uwag na ten temat, więc owszem, wyszedł z klubu trochę najeżony. - A co z tobą? W jakim byłeś nastroju po waszym rozstaniu? Danny, zawsze bardzo uległy, nagle się postawił. Jak się wtedy poczułeś? - Przyznaję, zdenerwowało mnie to, że Danny zrobił z siebie idiotę na oczach tych wszystkich sekciarzy. Wielu z nich pracuje dla nas. Nie powinni sobie pomyśleć, że jesteśmy mięczakami, czy chodzi o Boga, czy o cokolwiek. Byłem zły. Żeby się uspokoić, przepłynąłem parę basenów, a potem odwiedziłem Lilę, gdy tylko zadzwoniła, że jest sama w domu. Resztę popołudnia spędziłem między jej mocnymi udami. To niesamowite, jak wiele frustracji mija, kiedy uprawia się seks z tak ostrą i gwałtowną partnerką, jak Lila. Jej wyobraźnia nie zna granic. - Oszczędź mi szczegółów. ...

- Twoja strata, przyjacielu. W każdym razie, wyszedłem od niej około piątej, przebrałem się w domu i pojechałem do Breaux Bridge. To wszystko. Nie mam nic więcej do dodania. - Rozłożył ręce, unosząc dłonie i spojrzał na Becka błagalnie. - Poza tym, podaj mi chociaż jeden dobry powód, dla którego chciałbym zabić Danny'ego. - To akurat będzie działało na naszą korzyść - odparł Beck. - Brak motywu. Mimo wszystko, próbują cię wmieszać w tę sprawę i ten młody gorliwy detektyw na pewno szuka sposobu. Jeżeli jest coś, o czym nie wiem. - Nie ma. - Lepiej powiedz mi teraz, Chris. Nie kłam. Muszę wiedzieć, czy mam zwerbować dobrego prawnika, przekupić jakiegoś obrońcę wyspecjalizowanego w sprawach kryminalnych? - Nie. Zadzwoniła komórka Becka. Sprawdził numer na wyświetlaczu. - To Huff. Chris zakrył oczy dłońmi. - Cholera. Beck odebrał: - Witaj, Huff. Już ruszamy z powrotem. Powinniśmy się pojawić za pięć minut. Chcesz koktajl? Możemy wstąpić po drodze do Dairy Queen. Jesteś pewien? W porządku. Tak, opowiem ci wszystko zaraz po przyjeździe. - Rozłączył się i spojrzał na Chrisa. - Jedziemy prosto do pracy. Huff na nas czeka. - Ile powinniśmy mu powiedzieć? - Wszystko. Jeżeli tego nie zrobimy, wydobędzie resztę od Rudego. Oczywiście za plecami Wayne'a Scotta. - To kolejna rzecz, która będzie działała na moją korzyść. Stary poczciwy Rudy Harper. Nie wpakuje mnie w to sfingowane morderstwo. Sayre nie wróciła do Nowego Orleanu. Po wizycie w odlewni, rozmowie z Clarkiem i ataku płaczu była wyczerpana fizycznie i psychicznie. Dwugodzinna jazda samochodem, a potem niewygodna podróż samolotem rejsowym wzbudzały w niej teraz wyłącznie niechęć. Jeden z jej klientów w San Francisco był prezesem firmy czarterowej. Był jej winien przysługę za ekspresowe udekorowanie domu na Russian Hill. Gdy zadzwoniła do niego, wysłuchał jej ze zrozumieniem i poprosił o pięć minut na poczynienie niezbędnych przygotowań. Oddzwonił po czterech. - Na szczęście mamy w Houston wolny samolot. Już po ciebie leci. - Czy miejscowe lotnisko będzie mogło przyjąć prywatny odrzutowiec? - To pierwsza rzecz, jaką sprawdziłem. W Destiny jest spora firma, zdaje się, że produkują metalowe rury. Mają firmowy odrzutowiec. Sayre przypomniała sobie, że Beck o tym wspominał. Nie powiedziała swojemu rozmówcy, że jest udziałowcem tej „sporej firmy". - Zostaw kluczyki od samochodu obsłudze lotnika - ciągnął. - Ktoś odbierze go później i odprowadzi do Nowego Orleanu. Sayre rzadko pozwalała sobie na takie królewskie traktowanie, ale było ją stać na luksus. Poza tym, warto było, jeżeli dzięki temu będzie mogła jak najszybciej wydostać się z Destiny. Postawiła wóz na parkingu dla wypożyczonych samochodów przed lotniskiem i wyciągnęła z tylnego siedzenia torbę podróżną. Gdy znalazła się w hali odlotów, podeszła do niej kobieta w średnim wieku. - Pani Lynch? - Tak. - Pani samolot właśnie ląduje, złociutka. Ma pani dla mnie kluczyki? Betonowa płyta lądowiska wydawała się rozgrzana do niemożliwości. Sayre ruszyła po niej w kierunku dystyngowanego siwego pilota, który wyszedł z kabiny małego, eleganckiego odrzutowca stojącego niecałe dwadzieścia metrów od budynku. - Pani Lynch? - Witam. - Będę miał przyjemność pilotować dla pani samolot podczas dzisiejszego rejsu. - Uścisnęli sobie dłonie. Już na pokładzie kapitan zaprezentował drugiego pilota, który pomachał Sayre z kokpitu. Następnie wskazał wyjścia awaryjne i barek z napojami i przekąskami. - Proszę się rozgościć. Sayre podziękowała mu i kapitan zniknął w kokpicie. Oparła głowę o chłodny skórzany zagłówek i zamknęła oczy. Odczuwała ulgę, że wraca do domu. Kilka minut później samolot rozpoczął kołowanie. Zanim dotarł na pas startowy, Sayre zdążyła już zapaść w drzemkę. Zamiast jednak zwiększyć obroty, silniki stopniowo wygasły. Sayre otworzyła oczy na widok kapitana wychodzącego z kokpitu. - Proszę o spokój, panno Lynch. Mamy mały kłopot, ale zajmę się tym i za chwilę będziemy startować - powiedział uprzejmie i ze spokojem, ale Sayre widziała, że w środku gotuje się ze złości. Podszedł do drzwi i odbezpieczywszy zamek, wypchnął je na zewnątrz i ruszył w dół po schodkach. - Co, do diabła, pan sobie wyobraża? - zapytał kogoś na zewnątrz. - Muszę się widzieć z pana pasażerką. Sayre odpięła pas i podeszła do drzwi. Kapitan stał zwrócony do niej plecami, piekląc się na Becka Merchanta, który najwyraźniej nic sobie z tego nie robił. - Usiłowałem przekonać panią w terminalu, żeby skontaktowała się z panem przez radio i zatrzymała was, ale odmówiła - wyjaśnił. - Powiedziała, że nie ma upoważnień. Nie wiedziałem, jak inaczej mógłbym przerwać start. Sayre zeszła w dół po schodkach. Widząc ją, Beck wskazał w kierunku swojego pikapu, stojącego na środku pasa startowego, dokładnie naprzeciwko odrzutowca. - Wsiadaj - rzucił. - Postradał pan rozum? - Huff miał atak serca. Beck spojrzał na swoją pasażerkę. - Nie jesteś ani trochę ciekawa, co się zdarzyło? Od kiedy zaciągnął ją do szoferki swojego wozu, nie odezwała się ani słowem. Teraz spojrzała na niego z beznamiętnym wyrazem twarzy. Przynajmniej jakoś zareagowała. - Huff był w swoim gabinecie - zaczął opowiadać Beck. - Sally, jego sekretarka, usłyszała krzyk. Pobiegła tam i zobaczyła, że leży na biurku, trzymając się za pierś. Jej błyskawiczna reakcja prawdopodobnie uratowała Huffowi życie. Natychmiast wepchnęła mu do ust tabletkę aspiryny i zadzwoniła po pogotowie. Chris i ja przybyliśmy do szpitala tuż po przyjeździe ambulansu. Czekaliśmy ponad pół godziny, chociaż wydawało się, że dłużej. Dopiero wtedy pozwolono Chrisowi zobaczyć się z ojcem i to tylko na pięć minut. Huff jest na oddziale intensywnej opieki. Powiedzieli, że próbowali ustabilizować jego stan. Był niezwykle poruszony i ciągle pytał o ciebie. Wysłano mnie, żebym cię odnalazł i sprowadził z powrotem. - Czy powiedzieli Chrisowi, jakie są rokowania? - Jeszcze nie. Nadal próbują ocenić rozmiar uszkodzeń. Mogę ci jedynie powiedzieć, że kiedy opuszczałem szpital, Huff żył. Poprosiłem Chrisa, by zadzwonił do mnie na komórkę, jeżeli coś się zmieni. Na razie tego nie zrobił. - Skąd wiedziałeś, gdzie mnie znaleźć? - Zadzwoniłem do firmy wypożyczającej samochody, do oddziału w Nowym Orleanie. Zapytałem, czy zwróciłaś już samochód. Powiedziano mi, że zamierzasz odlecieć z Destiny czarterem, samochód zostanie odstawiony na miejsce później. Przygnałem więc na lotnisko. Proponowałem ci przecież skorzystanie z firmowego odrzutowca - dodał po chwili milczenia. - A ja odmówiłam. Nie zamierzam korzystać z luksusów firmowego samolotu, gdy ta sama kompania nie może zapewnić odpowiednich rękawiczek swoim pracownikom, bo rzekomo są zbyt drogie. Ile mogą kosztować rękawiczki przemysłowe? - To nie jest moja działka. Spojrzała na niego potępiająco. - Jasne. Jesteś tylko ich chłopcem na posyłki. Pojawiasz się tam, gdzie trzeba odwalić brudną robotę. Mogłeś spowodować wypadek, wjeżdżając na pas startowy. - Kapitan już o tym wspomniał. - Ale jego słowa spłynęły po tobie jak woda po kaczce. Zrobiłeś to, bo wiedziałeś, że takie zachowanie ujdzie ci na sucho. Nie dziwię się, że tak dobrze rozumiesz się z członkami mojej rodziny Beck zacisnął dłonie na kierownicy. - Nie aprobujesz moich metod? Doskonale. Nie potrzeba mi twojej akceptacji. Mój pracodawca poprosił, abym cię odnalazł i sprowadził do szpitala, i to właśnie robię. - I zawsze będziesz robił to, co ci każą, Nieważne, czy to dobre, czy złe i czy może wyrządzić komuś krzywdę. - Spojrzała na niego z ukosa. - Zastanawiam się, jak daleko byś się dla nich posunął. Gdzie są twoje granice? Czy w ogóle istnieją? - Widzę, że już wyrobiłaś sobie o mnie złą opinię. - Dlaczego mi nie powiedziałeś wczoraj po obiedzie, że poszedłeś do domku rybackiego na prośbę szeryfa Harpera? - Miałem ci zepsuć zabawę? Przecież chciałaś o mnie myśleć wszystko, co najgorsze, dałem ci więc po temu sposobność. Sayre odwróciła wzroki zaczęła wyglądać przez okno od strony pasażera. Gniew emanował z niej jak żar z rozgrzanego asfaltu. Włosy błyszczały niczym płomienie w blasku rozpalonego słońca, skóra wydawała się rozpalona gorączką. Zapewne była gorąca w dotyku. Lepiej się nad tym nie zastanawiaj. Ta myśl wcale nie pomogła Beckowi. Od kiedy ujrzał Sayre, trudno mu było skoncentrować się na czymkolwiek innym. Wczoraj na cmentarzu, kiedy stanął twarzą w twarz z córką Huffa, z trudem ukrył zaskoczenie. Oczywiście widział jej zdjęcia, ale były zaledwie nikłym odzwierciedleniem rzeczywistości. Sayre robiła takie wrażenie, jakiego nigdy nie wywołały jej dwuwymiarowe fotografie. Pomyślał wtedy: To jest młodsza siostra Chrisa, o której słyszałem tyle szalonych opowieści? To jest ta femme fatale Destiny, Lolita, mała siostrzyczka z ciętym językiem i nieposkromionym temperamentem? Spodziewał się osoby wulgarnej i głośnej, ubierającej się wyzywająco, obnoszącej się ze swoją zmysłową figurą, a nie kobiety z wyszukanym gustem i nienagannym smakiem. Sayre sprawiała, że tak niedoceniana w dzisiejszych czasach elegancja stawała się czymś seksownym i uwodzicielskim. ... [Read more...]

Polecamy rowniez:


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 Następne »

Copyright © 2020 autolak.sosnowiec.pl

WordPress Theme by ThemeTaste