Z uznaniem przyjął zarówno miękkość, jak i pewność.
12 JEDNA DLA PIĘCIU - Czym mogę panu służyć? - zapytała wskazując mu krzesło. Przypomniawszy sobie cel swojej wizyty zmarszczył lekko brwi i opadł na miękkie poduszki krzesła. Służyć mu? Ocalić wydawało się właściwszym słowem. - Sam nie wiem. Jego nerwowe stukanie listami o oparcie krzesła zwróciło uwagę Malindy. - Przepraszam, zrzuciłem je niechcący. Wiedząc, co zawierają koperty, Jack zrozumiał wyraz jej twarzy. Malinda schowała listy do segregatora i na jej twarz powrócił uśmiech. - Proszę mi powiedzieć, jaki jest cel pańskiej wizyty? I znowu zdumiała go słodycz jej uśmiechu. Nie kończył się tylko na ustach. Ogarniał też oczy, których błękitne tęczówki połyskiwały jak jezioro w słońcu. A tam właśnie najchętniej by się znalazł. Nad jeziorem. W łodzi, z synami, łowiąc ryby. Nie miał jednak czasu na wędkowanie. Najpierw musiał rozwiązać swój problem. I właśnie dlatego był tutaj, w gabinecie Malindy Compton. To ona była rozwiązaniem jego problemu. Nadal patrząc jej w oczy znalazł w nich coś jeszcze. Życzliwość, zaproszenie do zwierzeń. Zwalczył tę pokusę. Z zasady nie ufał kobietom. A i mężczyznom też rzadko. Jack Brannąn polegał tylko na sobie. Na podstawie tej filozofii stworzył zakład budowlany, który z jednoosobowej firmy wkrótce stać się miał liczącym się w skali krajowej przedsiębiorstwem. I aby to przedsiębiorstwo nadal mogło się rozwijać, musiał najpierw rozwiązać swe problemy domowe. To kazało mu zmienić zdanie na temat ucieczki z tego JEDNA DLA PIĘCIU 13 gabinetu. Czy chciał tego, czy nie, potrzebował Malindy Compton. Wiedział, że nie będzie łatwo namówić ją, by zajęła się jego dziećmi. Ale w życiu zdarzały mu się już poważniejsze przeszkody i wygrywał. - Chciałbym panią zatrudnić. Malinda z trudem ukryła ulgę. A więc ten człowiek jednak nie. był z urzędu. Przyszedł w odpowiedzi na ogłoszenie. Zmówiła w myślach krótką, ale szczerą modlitwę dziękczynną i wyjęła z szuflady formularze. - Oto referencje i krótka historia mojej pracy. - To zbyteczne. Wystarcza mi pani reputacja w mieście. - Bez referencji? - zdziwiła się Malinda. - Po co mi referencje? Z pani rubryki i powodzenia, jakim cieszą się pani zajęcia, jasno wynika, że zna się pani na tej pracy. - Wydawało mi się, że jak ktoś chce zatrudnić kogoś, kto ma mieszkać w jego domu, to najpierw chciałby zobaczyć jego referencje.