obiema dłonmi kubek, upiła łyk ciepłej kawy z mlekiem i
oblizała pianke, która osiadła jej na górnej wardze. Nick odwrócił wzrok. - Chyba masz racje. - Napił sie kawy i spojrzał na Marle. - Wszystko zaczeło sie jakies szesnascie... nie, siedemnascie lat temu. Mielismy oboje po mniej wiecej dwadziescia lat. Znalismy sie własciwie od zawsze, bo nasi rodzice obracali sie w tych samych kregach. Ja ciagle wpadałem w jakies kłopoty - alkohol, kobiety, albo i jedno, i drugie. Miałem problemy ze szkoła, nie lubiłem sie uczyc, co moja matke napawało przera¿eniem, a ojca niesmakiem. Kilka razy wpłacał za mnie kaucje. Có¿, nigdy nie pasowałem do szacownej rodziny Cahill. - Buntownik. - Tak, có¿, wtedy chyba ci sie to podobało. 350 Szli chodnikiem, w rzedniejacym powoli tłumie. - Jest w tym cos - przyznała, choc nie podobała jej sie mysl, ¿e sama nale¿y do kobiet, które pociagaja dzicy, niebezpieczni me¿czyzni, nie trzymajacy sie ¿adnych zasad. Wiedziała jednak, ¿e jest w tym ziarno prawdy. - Pózniej zmieniłas zdanie. - Dlaczego? - Pociagneła długi łyk z papierowego kubka. Kawa przyjemnie ja rozgrzała. Podniosła wzrok na surowa, meska twarz Nicka, na mocny zarys jego brody i ciemne, opadajace na czoło włosy. Nick patrzył przed siebie, w mrok, spod zmarszczonych brwi. - Mysle, ¿e w koncu zapragnełas sie ustatkowac. Zaczełas suszyc mi głowe, ale ja jeszcze nie byłem gotowy. Własnie wtedy Alex doszedł do wniosku, ¿e byłaby z ciebie swietna ¿ona. Dla niego. - A ja tak po prostu odeszłam z nim? Nick prychnał. - Ty nigdy niczego nie robiłas tak po prostu. Ale lubiłas flirtowac i bawiło cie, ¿e skaczemy sobie do oczu z twojego powodu, jak para kozłów. - W głosie pobrzmiewała nuta pogardy. - W koncu ja stwierdziłem, ¿e mam tego dosc, a ty wyszłas za ma¿. - Nie przyjechałes na slub. - Nie lubie hipokryzji. Nie umiałem sobie wyobrazic, jak gratuluje bratu i jego wybrance, wiec wolałem sie nie pokazywac. - I to wszystko? - spytała. - To wersja skrócona i poprawiona. Nie chciałem cie zanudzac szczegółami. Poza tym, teraz to wszystko nie ma ju¿ znaczenia. Było, mineło. - Naprawde? - Marla z niedowierzaniem uniosła jedna brew, przypominajac sobie ubiegła noc. 351 - Nie mo¿e byc inaczej. - Jego oczy pociemniały. Nagle chwycił ja za reke i podniósł do góry, tak ¿e slubna obraczka zalsniła w swietle latarni. Marla drgneła i omal nie oblała sobie płaszcza kawa. - Mimo tego, co wydarzyło sie ostatniej nocy, ciagle jestes me¿atka, Marla.